„Osiągnęliśmy dno”
To słowa nowego selekcjonera reprezentacji Grecji Johna van 't Schipa po remisie z Liechtensteinem i trudno się z nimi nie zgodzić.
Holender podkreślił, że w drużynie nie ma ducha walki i wzajemnego wsparcia. Kadrowiczom brakuje mentalności, jakby nie dostrzegali tego, że to zaszczyt zagrać w barwach narodowych. Po tych ostatnich doświadczeniach można powiedzieć, że to zlepek indywidualistów, którzy nawet, nie że nie potrafią, ale chyba nawet nie chcą stworzyć drużyny.
Wydaje się, że to wszystko zapoczątkowało zakończenie kariery Giorgosa Karagounisa. Jedynego i prawdziwego kapitana greckiej reprezentacji. To on potrafił podnieść drużynę w trudnym momencie. To on potrafił pochwalić i powiedzieć kilka ostrych słów swoim kolegom. I to on pierwszy dawał z siebie wszystko na murawie, a dopiero żądał tego samego od innych. Niestety teraz nie ma w Grecji takich piłkarzy, takich ludzi, dla których gra w barwach narodowych jest czymś więcej niż tylko kolejnym miejscem pracy.
Ci co mieli być siłą mentalną drużyny narodowej, najbardziej doświadczeni w bojach jak Kostas Manolas czy Sokratis Papastathopoulos, którzy w klubach dają z siebie maksimum, w kadrze grają na pół gwizdka, bez zaangażowania, które reprezentacji się należy. Zaś często kreowani na liderów Kostas Fortounis i Petros Mantalos, choć w swoich klubach są kapitanami, w drużynie narodowej brakuje im charyzmy i charakteru taki jak miał Karagounis. To jest bardzo niepokojące, bo jak nie ci zawodnicy to kto weźmie na barki ten ciężar. To wydaje się być największy problem, bo ciągłe zmiany selekcjonerów nic nie wnoszą i trudno tylko ich obciążać za niepowodzenia. Grekom brakuje lidera.