MŚ 2014: Po meczu Kostaryka – Grecja
Grecy w dość pechowy, ale i dramatyczny sposób zakończyli swoją przygodę z tegorocznym Mundialem, ale w meczu z Kostaryką wstydu nie przynieśli.
Grecy wyszli do meczu z mocnym postanowieniem wyeliminowania Kostarykan i zapewnienia sobie jeszcze większego sukcesu niż tylko awans z grupy. Gra wyglądała obiecująco, bo to podopieczni Fernando Santosa kreowali wydarzenia na boisku, ale zazwyczaj skupieni na kontrach nie bardzo radzili sobie z atakiem pozycyjnym, a do takiej gry zmuszał środkowoamerykański rywal. Kostaryka w ogóle wyszła do meczu jakby przestraszona sukcesu jaki może osiągnąć. Grecy starali się długimi podaniami uruchamiać początkowo tylko Georgiosa Samarasa, a z czasem Lazarosa Christodoulopoulosa i Dimitrisa Salpingidisa. Ten ostatni mógł dać Grecji kilka minut przed końcem pierwszej odsłony bramkę, ale na jego drodze stanął golkiper.
Niestety ta sytuacja jakby zemściła się na początku drugiej odsłony, kiedy to w 52. minucie Bryan Ruiz bez większego wysiłku zdobył gola. W sytuacji tej fatalnie spóźnił się Giannis Maniatis, a Sokratis Papastathopoulos i Orestis Karnezis nawet nie drgnęli przy strzale, co mogło być dla widza niezrozumiałe, bo tak aktywnie grająca grecka defensywa jakby został zatrzymana pauzą w pilocie. Niestety ten „frajersko” puszczony gol zmusił do wysiłku całą drużynę, co przy tak trudnych warunkach klimatycznych było drogą przez mękę. Grecy zmuszeni byli grać stylem, którym zbyt często nie grają, czyli atakiem pozycyjnym, ale z nastawieniem na szybkie zdobycie gola, co wprowadzało dodatkową nerwowość. Ostatecznie udało się wypracować tę jedną akcję w doliczonym czasie gry, którą na gola zamienił Papstathopoulos.
Niestety ten wysiłek włożony w ostatnie półgodziny meczu, mimo gry przeciwko osłabionym rywalom wpłynął na postawę drużyny w dogrywce. W pewnych momentach, zresztą z obu stron piłkarze słaniali się na nogach. Kilka minut przed końcem dogrywki Grecy wyszli z kontrą 5 na 3, co w normalnych warunkach zakończyło by się golem, ale w tym momencie zmęczenia dało znać i ostatecznie sytuacja zakończyła się niepowodzeniem.
Konkurs rzutów karnych to zawsze loteria, której nie powinno się nierozliczać, bo każdy może doświadczyć w niej szczęścia jak i pecha. Tym razem tego pecha miał Theofanis Gekas, który strzelił bez większego zarzutu, ale bohaterem rywali był golkiper i to do niego należało ostatni słowo.
BRAMKI
Niewątpliwie Grecy mieli wielkie szczęście, że w pierwszych sekundach doliczonego czasu gry udało im się wyrównać. Długie podanie Giorgosa Samarasa uruchomiło kilku zawodników w obrębie pola karnego. Futbolówki nie przyjął Kostas Mitroglou, ta po kontakcie z Papastathopoulosem trafiła do Gekasa, ale jego strzał po ziemi odbił Navas, jednak na miejscu był Sokratis, który po koźle zmieścił piłkę w bramce, co znacząco przedłużyło nadzieje na awans.
BRAMKOWE SYTUACJE
Podobnie jak w poprzednim meczu z WKS sytuacji bramkowych Grecy mieli kilka i to bardzo groźnych. W 37. minucie pojedynku właściwie powinno być 1:0. Świetną piłkę z lewego skrzydła zagrał Jose Holebas, a na drugim słupku dopadł do niej Dimitris Salpingidis, którego strzał w długi róg bardzo szczęśliwie przyblokował nogą Navas i piłka wylądowała poza boiskiem. Druga sytuacja, która powinna dać Grekom bramkę miała miejsce kilkadziesiąt sekund po golu wyrównującym na 1:1. Tym razem w roli głównej był Kostas Mitroglou, który głową wykończył centrę Vasilisa Torosidisa, ale Navas fenomenalnie wybił piłkę nad poprzeczkę. Ostatnia z bardzo dogodnych sytuacji miała miejsce w ostatnich sekundach dogrywki, kiedy to Mitroglou znalazł się praktycznie w sytuacji sam na sam z Navasem, ale ten trącił futbolówkę i ta wyszła poza światło bramki.
MINUSY I PLUSY
W takim meczu trudno dopatrywać się wielkich minusów, bo prócz sytuacji ze stratą bramki, w której to najbardziej zawinili Maniatis (spóźniony), Papastathopulos (bierny) i Karnezis (zaskoczony) więcej rażących błędów czy postaw nie było. Można doczepić się do nieskuteczności ofensywnych wypadów, czy niewykorzystanej „11” Gekasa, ale to był po prostu efekt normalności widowisk piłkarskich, zwłaszcza tych prowadzonych w trudnych warunkach, które wymagają więcej niż zwykle.
Największym plusem tego meczu były dwie postaci – Giorgos Karagounis, który mimo swych 37 lat na karku potrafił rozegrać 120 minut i to w całkiem dobrej kondycji, a jego hart ducha to coś nieocenionego. Drugim zawodnikiem, który przeszedł sam siebie pod względem waleczności i fizyczności był Jose Holebas. Defensor w dogrywce wyglądał jakby dopiero wszedł na murawę, a dodatkowo często brał na siebie ciężar gry.
CO DALEJ?
Mundial jest już przeszłością. Giorgos Karagounis kończy z kadrą narodową i ciężko będzie go w najbliższym czasie zastąpić. Zapewne kadrę jak nie teraz, to za chwilę pożegnają też Katsouranis i Gekas. Oczywiście zabraknie już myśli szkoleniowej Fernando Santosa. Przyjdzie teraz czas małych zmian, przemian zarówno w samej drużynie jak i zapewne w obrębie filozofii gry.
Oceny za mecz z Kostaryką (1-5)
Orestis Karnezis – 3
Vasilis Torosidis – 4
Kostas Manolas – 4
Sokratis Papastathopoulos – 4
Jose Holebas – 5
Giannis Maniatis – 3
Kostas Katsouranis – 4
Giorgos Karagounis – 5
Andreas Samaris – 3
Kostas Mitroglou – 4
Dimitris Salpingidis – 3
Theofanis Gekas – 3
Lazaros Christodoulopoulos – 4
Georgios Samaras – 4